Tak jak pisałam wcześniej w sylwestra postanowiliśmy wdrapać się na szczyt góry, żeby mieć niepowtarzalny widok na Taipei 101. Droga miała prowadzić przez trasę wspinaczkową 象山 (xiang shan). Mieliśmy iść około 20 minut. Jechaliśmy autobusem z uczelni. Śmieszne było to że z kilku przystanków po drodze do autobusu wchodzili studenci od nas ze szkoły i wszyscy wybierali się tam gdzie my;) Na przystanku za drugim tunelem autobus opustoszał. Jak zwykle Paweł był jedyna osobą która sprawdziła gdzie jest ta ścieżka ;) Niestety zaczeliśmy podchodzić pod górę od drugiej strony niż powinniśmy (oczywiście nie wiedzielismy o tym). Wdrapalismy się na szczyt i nie moglismy znaleźc naszej miejscówki. Niektóre kawałki były naprawdę ostre, tak jak np. ten kawałek poniżej ze schodami...
Niektóre dziewczyny szły w obcasach, bo po północy meliśmy iśc do klubu. Ledwo doszły. Naprawdę im współczułam. Ja obcasy wzięłam do torebki;)
Okazało się że jakbyśmy weszli od drugiej strony góry to byśmy szli dużo krócej i po mniej stromej drodze. Naszą trasą, po dojściu na szczyt, musieliśmy jeszcze kawałek zejść w dół od drugiej strony:)
No ale w końcu doszliśmy i okazało się że dużo osób już tam jest i na nas czeka:)
Widok na Taipei 101 był naprawdę POWALAJĄCY!!! Po godzinnej wspinaczce pod górę ani trochę nie żałowaliśmy że trzeba było się trochę zmęczyć:)
Potem były fajerwerki (niestety chyba trochę gorsze od tych zeszłorocznych). Przez połowę wygląda jakby Taipei 101 się paliło ;D
Ale bądź co bądź po raz ostatni były to fajerwerki z najwyższego budynku świata, bo w przyszłym roku pewnie zostanie ukończony budynek w Dubaju, który będzie wyższy. Historyczny moment ;P
...składanie życzeń, uściski, całuski... ;)
Sztuczne ognie...
A na Taipei 101 do dzisiaj widnieje wielkie kolorowe serce, które zapaliło się tuz po fajerwerkach:)
Jak zaczeliśmy schodzić na dół było już po 3 nad ranem. Po drodze nie obyło się ez niespodzianek. Jedna z koleżanek poślizgnęła się w miejscu, w którym akurat nie było barierki i wywaliła się w krzaki. Krzaki okazaly się być zalesioną przepaścią. Na szczęście zatrzymała się na drzewie, a Paweł i Till po nią zeszli. Ale przy tym sporo nerwów...
Więc jak już dotarliśmy na dół, była prawie czwarta i stwierdziliśmy że nie ma sensu iść do klubu i bulić za sylwestrową imprezę po to żeby się pobawić dwie godziny (albo której bo większość klubów zamyka się tutaj ok.4 rano). Więc wróciliśmy do domu => 6 osób + kierowca w jednej taksówce. I Paweł mówił taksówkarzowi jak ma jechać tylko niestety podawał odwrotne kierunki niż powinien;) Ale udało nam się w końcu szczęśliwie dojechać do domu:)
Więcej zdjęć w galerii
http://picasaweb.google.com/agata.gawronska
Happy New Year :*:*:*
That's me
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz