Wczoraj byliśmy na imprezie w klubie. Okazuje sie, że bardzo popularne są tu imprezy pod hasłem All-you-can-drink. Płaci się za wejście i w środku można pić ile się chce i co się chce. Poszliśmy z Martą i Anią. Bardzo fajne dziewczyny z SGHu, które poznalismy na kursie.
Klub nazywał się Wax. My zapłaciłyśmy 350TWD a Bun 500TWD. Czyli na 30/40zł wchodzisz i pijesz ile chcesz. Wychlaliśmy tam po 6-7 drinków i dużo piwa;) Akurat tego dnia był hip-hop ale leciały też takie popularne kawałki.
Poznaliśmy takiego Tajwańczyka, który mieszkał 6 miesięcy w Krakowie. Umiał powiedzieć jedno zdanie po polsku: "Czy moge odprowadzić Cię do domu?". Byłam w szoku bo naprawdę bardzo ładnie to powiedział.
Ogólnie w klubie zasada była taka że przychodziło się z biletem wstępu do baru. Barman zabierał bilet i nalewał pierwszego drinka. Trzeba było to wypić i z pustym kubkiem można było dostać następny napój. I w łazience stała kobieta i pilnowała żeby nikt nie wylewał alkoholu do kibla. W Warszawie taki klub chyba by szybko zbankrutował, bo Tajwanki rzygały wczoraj bo dwóch drinkach, a Polak to pól litra jest w stanie wypić i nic mu nie będzie.
Była jeszcze jedna fajna opcja w klubie. Oprócz szatni były jeszcze skrytki. Wrzucało się tam 20TWD (1,5zl) i można było zamknąć na klucz np. torebkę. Super sprawa. Dzięki temu nie ma takich obrazków jak w warszawskich klubach, że laski kładą na parkiet torebki i tańczą wokól nich. Wszystko elegancko pochowane w skrytkach i nie trzeba się martwic że ktoś się okradnie lub zdepcze twoją torebkę:)
Słyszałam że Tajwanki nie przychodzą to na imprezy w bluzkach tylko w stanikach. Wczoraj odkryliśmy dlaczego. Jak dziewczyna przyjdzie w staniku to za wejście płaci tylko 100TWD (7,5zl). All-you-can-drink Party za 7,5zl ;P Ja chyba wolę jednak zapłacić 300TWD i przyjść normalnie ubrana;)
W związku z tą zasadą - wczoraj Bun sobie stoi, pije drinka, a tu nagle jakaś mała chinka stanęła przed nim i się rozebrała do stanika;)
Wróciliśmy taksówką. 300TWD na cztery osoby czyli marne grosze:) Dzięki wskazówkom Michała udało nam się dogadać z taksówkarzem. Mieliśmy napisany adres po chińsku. Bo jak juz wspominałam po angielsku się tu nie dogadasz ;D
Byliśmy w domu o 4 i bylismy mega głodni. I tu kolejna rzecz za którą uwielbiam to miejsce. Pod domem mam taki sklep 24h. Nazywa się 7-11 i to jest taka nasza Żabka. W polsce można kupić sobie takie trójkątne kanapki, a tutaj Sushi - żeby tego było mało, było to lepsze sushi niż w niejednej drogiej restauracji w Warszawie...
That's me
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Agatka, powodzenia!
I dbaj o aktualne wpisy na blogu, bo bedziemy regularnie sprawdzac co u ciebie, hihi:-)
Buziaki!
Inga
Widzę, że już ładnie imprezujecie :)
A ja bym przyszła w staniku ;P Nie ma jak oszczędność za granicą :DDD
Nihil, właśnie się zastanawiałyśmy z dziewczynami czy nie przyjść w stanikach i po zapłaceniu narzucić normalną bluzkę ;)
Prześlij komentarz