Na szczęście na lotnisko przyjechał po nas George bo nie wiem czy dalibyśmy radę dojechać do Taipei. Okazało się że to międzynarodowe lotnisko jest w mieście obok i na dodatek wszystkie napisy są w chińskich znaczkach i żeby tego było mało to NIKT tu nie mówi po angielsku. Ja byłam przerażona na początku.
Ale na szczeście George się pojawił. Zawiózł nas do domu w którym miałam mieszkać (na szczęście miałam alternatywę ;)) Jego "dom" to kilka blaszanych garaży połączonych ze sobą. W domu był straszny syf. Pełno kurzu. Podłoga taka dziwnie zabrudzona - ogólnie to nie chodziliśmy tam boso;) Pokój był OKROPNY. Wyglądał tak:
Przenocowaliśmy tam jedną noc i następnego dnia umówiłam się z moją "student helper" Jenny żeby zobaczyć mieszkanko, które ona mi znalazła. Okazało się że ten pokój z łazienką, które mi zarezerwowała było milion razy lepsze od "domu";) George'a i nie wahałam się ani chwili.
Pomijam fakt że od George'a miałabym godzinę na uczelnię a u mam 10minut. W tamtym pokoju nie było nawet okien;) Zamiast szyb w oknach były takie dykty. Naprawdę ostro. Ogólnie to pojechałam tam po rzeczy. Zostawiłam klucz w skrzynce na listy i napisałam do George'a smsa że nie będe u niego mieszkać. Wiem, że to może było mało eleganckie, ale nie chciało mi się czekać a nie było go w domu;)
Bałam się że go wkurzę tym ale on mi tylko odpisał: "ok no worries take care" ;) George wspominał w drodze z lotniska do domu, że Tajwanczycy są bardzo tolerancyjni :D
No i spoko. Mieszkam sobie obok uniwerku. W okolicy jest pełno knajp, sklepów, autobusów i metro jest też niedaleko. Jest fajnie:)
BTW wczoraj widziałam po raz pierwszy tutejszego karalucha. Był wielkości zapalniczki. Ominęłam go szerokim łukiem bo bałam się że na mnie wskoczy bo miał duże skrzydła... Bbbrrrr...
Na kampusie za to można spotkać takich gości jak na zdjęciu poniżej:
W ogóle fauna i flora jest tu bardzo rozwinięta i bardzo egzotyczna jak dla Europejczyka.
That's me
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz