That's me

Moje zdjęcie
the escape from reality

poniedziałek, 13 października 2008

kaohsiung & Cjin Island

W sobotę opuściliśmy najstarsze miasto Tajwanu i pojechaliśmy do Kaohsiung, największego portowego miasta na Tajwanie. Jechaliśmy pociągiem. Tutaj na każdy pociąg można kupić bilet z rezerwacją miejsca. Okazało się że tutaj normalne jest to że do pociągu starsze osoby wchodzą bez biletu. Kupują bilet w wagonie (taniej oczywiście) i oczekują że ktoś kto ma miejscówkę ustąpi. Na początku babcia usiadła na moim miejscu ale sorry zapłaciłam za miejscówkę więc byłam nieugięta. Ale tajwanczycy od razu wstali i ustąpili. Mimo że mieli bilet na to miejsce.
U nas babcia postoi i poczeka aż ktoś w końcu ustąpi. Albo poprosi i też ktoś wstanie. Tutaj babcie jadą ludziom z łokcia byle by tylko dopchać się do wolnego miejsca. Dostaniesz z bara albo zostaniesz zdeptany ;) Co więcej. Np. w metrze koło 1/4 miejsc jest w innym kolorze - granatowym - specjalnie dla starszych osób. Ludzie raczej stoją niż na nich siadają. Ale jak już starsza osoba wejdzie do metra to usiądzie na normalnym miejscu - zielonym. Mimo że wie że młodsza osoba nie usiądzie na granatowym. Nie rozumiem tego.

No dobra. Wracając do Kaohsiung. Miasto portowe. Niezbyt powalające, ale ładne. Ponieważ jest na południu to temperatura wyższa niż w Taipei, więc skorzystaliśmy i poszlośmy na plażę (niestety dotarliśmy na nią dopiero wieczorem).





Nie zrobiłam zdjęcia hotelu a szkoda bo był naprawdę zabawny. Pokoje wyznaczały takie ścianki z dykty nawet nie sięgające sufitu. W łazience grzybek ;) właściciel tam nie mieszkał. Ktoś z obsługi był tylko jak trzeba było płacić. Drzwi do hostelu non stop otwarte więc jak by ktoś chciał nas okraść to proszę bardzo - nie ma przeszkód ;)

Ogólnie to oczywiście to wszystko było nieważne bo wytargowaliśmy super niską cenę. Wzięliśmy tylko dwa pokoje na 6 osób (Till jechał już w sobotę wieczorem do Taipei). Wytargowaliśmy niższą cenę. Zauważyliśmy jednak że właściciel zostawił trzeci pokój otwarty więc i tak spaliśmy w trzech... Polak potrafi ;D


Przez Kaohsiung płynie rzeka. Tajwanczycy nazwali ją Love river (hahaha). Gratuluję :)


Przy samym Kaohsiung (5 minut promem) leży taka maleńka, podłużna wyspa na którą Tajwanczycy jeżdżą na plażę i na owoce morza. Ponieważ Kaohsiung nie zachwyciło to postanowiliśmy tam pojechać.

Przez całą drogę od hostelu do portu łaziła za nami chińska bezdomna. Przyznam że trochę nas przeraziła bo gadała do nas cały czas, gestykulowała. Chyba miała wyimaginowanego przyjaciela... Ogólnie to zostawiła nas jak stanęliśmy w kolejce do promu.
Ale i z tym było trochę zabawy bo np. wpadaliśmy na głupi pomysł że jej uciekniemy i wtedy ona biegła za nami ;)



Tak jak pisałam stanęliśmy w kolejce do wejścia na prom. Widocznie pół Kaohsiung postanowiło tam pojechać bo trochę się czekało.



Ale opłacało się chociaży dla obiadku z owoców morza.

Kolega jadł skórę rekina.



Tu pływał nasz obiadek. Paweł wybierał, ja nie miałam serca patrzeć im w oczy... (tutaj film zamiast zdjęcia)



Nasz talerz krewetek



I krab. PYSZNE MIĘSO!!! Naprawdę.



Kuchnia nie prezentowała się najlepiej, ale chęć zjedzenia świeżych owoców morza była ponadto.



Na wyspie był też seafood market.







Tak się zajadaliśmy owocami morza że na plażę dotarliśmy jak się ściemniało...





A tą wspaniałą barką wracaliśmy do Kaohsiung bo do tego głównego promu była kolejka na dwie godziny.



I tego wieczoru pierwszy raz jedliśmy w Meksykańskiej knajpie. Fajnie czasem zjeść coś co nie smakuje po chińsku ;)

Jutro ostatnia część opowieści - Xiao Liu Chiu Island. Ja bym mogła tam zostac na zawsze. Pięknie było. Szkoda że tak krótko... No ale o tym jutro.

Dzisiaj pewnie skoczymy do Roxy - który Polak się nie pokusi o 4 darmowe piwa za darmo w klubie ;) Polacy z IMBA idą do Wax bo środy najtaniej na all-you-can-drink. No ale zobaczymy bo jutro na 8...

Ciao

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

a ja właśnie siedzę u klienta i dokumentuję walkthrough....

jednym słowem - ZAZDROSZCZĘ!!! :)

i czekam na kolejną relację!

Buziaki!! :)

ps. Paweł ladnie pisze po chińsku :))

Agatka pisze...

Ja ładniej :P

Anonimowy pisze...

Co do tych staruszków w pociągach i autobusach - to pewnie wynika z kultury. Nie wiem, jak tam, ale np. w Japonii jest szacunek dla wieku, starszeństwa wpisany w kulturę, kompletnie odwrotnie niż na Zachodzie, gdzie jest kult młodosci. I pewnie na Tajwanie podobnie jak w Japonii... Ale ja bym sie wsciekla..Taki sprint staruszek w Wawie w tramwajach z szybkością bolidu F1! wrrrr;)

Agatka pisze...

No wiesz głównie chodzi mi o to że skoro już ta 1/3 miejsc jest granatowych w metrze i autobusach to dziwi mnie to że Pani sobie siada na zielonym krześle i ma w poważaniu to że wszystkie granatowe miejsca są puste a my stoimy bo tak się przyjęło że młodzi na granatowych nie siadają. Tzn. wiesz, nie żebym narzekała że musze stać w autobusie. Ja mogę postać oczywiście. Nie ma sprawy. Dziwi mnie to poprostu. ;)