That's me

Moje zdjęcie
the escape from reality

czwartek, 27 listopada 2008

W drodze...

Hej,

jestesmy w Taitung'u. Udalo nam sie wreszcie znalezc kafejke internetowa. Niestety na tej klawiaturze nie mam polskich znakow. Za niedogodnosci przepraszam.

Siedzimy sobie dzisiaj w Taitung. Jutro jedziemy na Green Island. Pogoda taka sobie. Z opalania nici. Ale pewnie wynajmiemy sobie skutery i objezdzimy wyspe dookola:)

W niedziele bylismy w super Geological Park. Byly tam takie rzezby w skalach wyrzezbione przez wiatr. Ciezko opisac. Wrzuce zdjecia w przyszlym tygodniu jak wrocimy.

Potem przez trzy dni przebijalismy sie przez tajwanskie gory. Widoki byly NIESAMOWITE!!! Wyechalismy na ponad 4000m. Mamy takie zdjecia ze jestesmy raz w lesie, potem wszedzie lyse skaly. Raz jestesmy pod chmurami, a raz nad chmurami. Zdjecia z tej wysokosci nad chmurami sa naprawde boskie. Te gory tutaj sa mega wyczesane w kosmos :)

Poza tym bylismy w Taroko Gorge. Tego tez ciezko opisac slowami. Zdjecia wogole nie oddaja tego co zobaczylismy. Naprawde - Tajwanczycy gory maja niesamowite. Jezdzac po nich przecinalismy TRZY strefy klimatyczne - tropikalna, subtropikalna i umiarkowana. Naprawde wrazenie niesamowite... Zdjecia po weekendzie.

Po Green Island jeszcze jedziemy do Kentingu (taki park narodowy), a potem z powrotem do Taipei.

Jest juz nowy plan. Pawel ma zajecia na 8 rano. Ja mam na 12 wiec bede sie mogla wysypiac :)))

Dzisiaj sie dowiedzielismy ze jest ciezka sytuacja w Tajlandii. Ludzie blokuja lotnisko w Bangkoku i wogole sa jakies protesty przeciwko wladzom. Zastanawiamy sie czy nie bedzie trzeba zmienic planow wycieczkowych. Myslimy nad zamiana Tajlandii na Laos. Zobaczymy w ciago nastepnych dwoch tygodni jaka bedzie sytuacja.
Na razie wiemy tyle ze siostra kolezanki, ktora u nas byla, miala leciec z Hanoi do Bangkoku i koczuje na lotnisku w Hanoi, bo nic nie lata do Bangkoku z powodu protestow...
Kurcze, bardzo bym nie chciala omijac Tajlandii, ale niewykluczone ze bedzie trzeba ja, albo zastapic Laosem, albo spedzic wiecej dni w Kambodzy i Wietnamie.

W kazdym badz razie pozmieniamy wszystko tak zeby bylo jak najbezpieczniej :)

No zobaczymy. na razie jeszcze zwiedzamy Tajwan i potem przed nami 5 tygodni w Taipei.

Zazdroszcze Wam swiat!!!! :( Bo tutaj to nic nie ma swiatecznego i pogoda taka jak w Polsce we wrzesniu. Cos czuje ze za rok bedziemy obchodzic gwiazdke ze zdwojona sila ;)

niedziela, 23 listopada 2008

Keelung, Fulong i Jiufen

Na początek tylko powiem że trochę się pospieszylam jak napisalam że jest zimno. Tzn. było przez jakieś dwa tygodnie, a od piątku niespodziewanie znowu bardzo ciepło. Mam nadzieję że utrzyma się przez następny tydzień podczas naszej wycieczki :)


Wczoraj postanowiliśmy pojechać na północno-wschodnie wybrzeże. Byliśmy na jednej z najpopularniejszych plaż z tej strony wyspy - Fulong, i w drugim co do wielkosci portowym miescie - Keelung. Pare fotek poniżej.

Tutaj widok na Keelung Island.



Rybak złowił przy nas taką śliczną rybkę :D






na targu rybnym.
Paweł i Till jedli jakieś ośmiornice czy coś w tym stylu. Ja sprobowałam, ale dla mnie to jest zbyt gumowate ;)





Po wizycie w Keelungu pojechaliśmy taka górską drogą do Jiufen. Po drodze mijaliśmy takie ciekawe zjawisko. Dodam że to była wąska górska droga, więc kierowca miał szczęście że wyszedł z tego cało.



W Jiufen próbowaliśmy takiej lokalnej specjalności - lody o dziwnym smaku (nie spytaliśmy jaki to) ze startymi orzechami zawinięte w naleśnik, ale taki chyba robiony bez jajek i mleka, bo nie smakował jak typowy polski nalesnik. Całość PYSZNA :) i mega słodka.



To właśnie widoczki z górskiej drogi, którą jechaliśmy.



i na koniec Fulong Beach. Niestety straciliśmy strasznie dużo czasu na tych serpentynach górskich i jak dotarliśmy do Fulongu to już była prawie 18 i się ściemniało więc tylko chwilkę posiedzieliśmy.





To już jest ostatni post przed wycieczką. Jutro z samego rana jedziemy. Nowe wieści dopiero za tydzień
:*

czwartek, 20 listopada 2008

Kujony ;)

No więc takie z nas kujony że końcowy egzamin oboje zdaliśmy powyżej 90% i w winter term oboje "przeskakujemy" level 1-2 i idziemy od razu na 1-3 :D

Moje ukochane koleżanki z Marshall Island oblały oczywiście test i zostają na tym poziomie na przyszły okres, więc już nie ma zagrożenia że wyląduję z nimi w jednej grupie.

Wczoraj byliśmy w końcu w LAVA CLUB. Mi się bardzo podobało. Pawłowi mniej. Były bardzo dobre drinki. Ja piłam prawie cały wieczór taki słodki czekoladowy likier z jakimś truskawkowym dodatkiem. Pycha:) Dodatkowo trafiliśmy na koncert jakiś chińskich raperów. To było strasznie śmieszne, bo oni coś krzyczeli do ludzi i tłum im odpowiadał, albo powtarzał za nimi, np. "Say oooo" etc. Poza tym było "hands up" i inne takie. Najśmieszniejsze było jak zaczeli pokazywać w pokazywac w kierunku widowni "fuck you" i cała widownia im tez pokazała ;D Strasznie śmieszny widok ;)

Były oczywiście standardowo chinki w samych stanikach tańczące na barze. Wspomnianej już części garderoby jak to tutaj zwykle bywa pozbyły się pod koniec imprezy.
Jacyś chińczycy nam stawiali alkohol i chcieli się zaprzyjaźnić ;)

Uogólniając standardowe tajwańskie klubowe atrakcje. :)

Dobra wiadomość dla tych co nie mogą już słuchać o 30st. upale - mamy wreszcie zimno :P Od ponad tygodnia mamy już tylko 20 stopni. jednak przez to że tu jest bardzo wysoka wilgotnośc powietrza to odczuwalną temperaturę mamy niższą niż w Polsce. W mieszkaniach nie ma tutaj centralnego ogrzewania więc troche marzniemy. Żeby nie było że ściemniam to zrobiliśmy sobie zdjęcie na dowód ;)



Już się nie mogę doczekać aż się wygrzeję na plaży na Filipinach... :D

W związku z tą temperaturą idę dzisiaj z Anią na night market kupić jakieś cieplejsze ciuchy bo wzięłam same letnie i marznę.

Jutro jedziemy gdzieś pozwiedzać w okolicy Taipei, bo mamy jeszcze trochę do zobaczenia, a w niedziele albo poniedziałek ruszamy na południe. W związku z tym blog przez tydzień będzie świecił pustkami.

Fall term ends...

Tak tu szybko czas mija, dopiero co przyjechaliśmy, a już skończył się fall term. Za półtora miesiąca wyjeżdżamy, a tyle rzeczy jeszcze chciałabym tu zobaczyć... i strasznie chciałabym się jeszcze dłużej pouczyć chińskiego... myślę że jakbym została do czerwca to byłabym na naprawdę niezłym poziomie ;D No ale za półtora miesiąca czeka nas kolejne półtora m-ca podróżowania więc bardzo źle nie jest ;)

Dzisiaj mieliśmy końcowy egzamin. Ja stresu nie miałam, bo uczyłam się cały semestr na bieżąco, no i ta ocena nie jest mi do niczego potrzebna. Natomiast mam w grupie parę osób które są na stypendium i od oceny zależy czy dostana przedłużenie stypendium na kolejny semestr. Oni wprowadzili dzisiaj dosyć nerwową atmosferę...

Oczywiście nie możemy się obyć bez oblewania ostatniego dnia szkoły (następny semestr zaczyna się pierwszego grudnia więc mamy 10 dni wolnego) i idziemy do LAVA CLUB. Ponoć najbardziej popularny klub w Taipei i za razem najdroższy, więc jeszcze nigdy tam nie byliśmy. Ale dzisiaj postanowiliśmy sobie dogodzić ;)

jeśli chodzi o Pawła karierę w szołbiznesie ;P to wczoraj był na próbnych zdjęciach i przymiarce stroju. Okazało się, że będzie występował jako szef firmy i będzie miał sekretarkę i dwóch podwładnych. Wrócił wczoraj z tych próbnych zdjęć w makijażu!!! Wrażenie - bezcenne :D

Własnie sobie wczoraj uswiadomilam ze jeszcze nie zapuscilam tutaj ani jednego zdjecia z moja grupa z chinskiego. jest ostatni dzień semestru to chyba najwyższy czas ;)

Tutaj grupowe zdjęcie jak dziewczyny z Marshall Islands upiekły ciasteczka ;D



One wogóle często robiły nam jakieś niespodzianki. Tutaj akurat np. przyniosły pokazać różne badziewie, które się wyrabia na Marshall Islands.



Poza tym że cały czas robiły nam różne prezenty to doprowadzały mnie do szewskiej pasji, bo nic nie robiły cały semestr i zaniżały poziom grupy. I strasznie ich za to nie lubię ;P Mam nadzieję że w Winter term nie będą w mojej grupie. Nie udało im się wkupić ciasteczkami ;)

środa, 19 listopada 2008

The only latino club in Taipei...

... można tylko pomarzyć...

Namówiłam parę osob żeby pojść do innego klubu niż zwykle, bo mam już dosyć hiphopu który leci tutaj w każdym klubie zawsze i wszedzie.

Wyczaiłam że jest w Taipei klub z latynoską muzyką - HIPS. Ogłaszają się jako "The only latin club in Taipei". W sobote miala byc salsowa impreza z lekcją tańca i all-you-can-drink.

Co było????

NIE było latynoskiej muzyki. Caly wieczor lecial hiphop. Nie bylo zadnej lekcji tanca. WOgole myślę że nikt tam nigdy o salsie nie słyszał ;) I na domiar złego nie było all-you-can-drink... Same kłamstwa na internecie.

No i znowu przyszło nam bawić się do hip-hop'u...

Ale za to porobiliśmy sobie parę fajnych fotek :D








Generalnie z moich obserwacji wynika, że na imprezę inna niż hip-hopową w Taipei raczej liczyć nie można. Chyba że ktoś zna miejsce gdzie graja latino, albo coś w stylu Club70, to chętnie dowiem się gdzie to ;)

wtorek, 18 listopada 2008

Representative office of Vietnam on Economy & Culture in Taiwan

Wyrabialiśmy sobie wczoraj wizę do Wietnamu. Jako że Tajwan nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Tajwanem, to funkcję ambasady pełni biuro kulturalno-ekonomiczne Tak samo jest w przypadku Polski i prawie wszystkich państw na świecie. Ostatnio się zastanawialiśmy z kim Tajwan utrzymuje stosunki i doszukaliśmy się że na pewno z Wyspami Marshalla ;D Będę w tym poście biuro kulturalno-gospodarcze nazywać ambasadą bo krócej się pisze ;)

No więc wizyta w ambasadzie Wietnamu w Taipei jest to niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju przeżycie i trzeba tego doświadczyć na własnej skórze ;)

Przekraczają próg ambasady człowiek przenosi się jakieś 50 lat wstecz, gdy nie wiadomo było jeszcze co to komputer, czy bezprzewodowy telefon, a kalkulator był dobrem luksusowym.
Biuro składa się z małego pokoju. Znajdują się tam trzy okienka do załatwiania spraw. Na środku pokoju stoi stół tak wielki, że trzeba się przecisnąć pod ścianą żeby dostać się, np. do ksera stojącego po drugiej stronie pokoju.

żeby nie było złudzeń. Jak już ci się uda przecisnąć między ścianą, a paroma grubymi chińczykami siedzącymi przy stole, okaże się że ksero jest zepsute. Oczywiście Pani w okienku nie pomyślała, że mogłaby cię powiadomić o tym zanim kazała ci tam podejść.

Prawdopodobnie jednak nie powiadomiła cię o tym bo nie umie tego powiedzieć po angielsku. W całej ambasadzie po angielsku mówi tylko jedna osoba i do tego zna ten język bardzo kiepsko. Dlatego nasza znajomość chińskiego bardzo się przydała.

W całej ambasadzie nie ma nic co przypomina sprzęt elektroniczny. Wszystko wypisuje się ręcznie, a kopię sporządza się przez kalkę :D !!!KALKĘ!!!! Nie widziałam kalki na oczy od przedszkola ;D

Cena za wizę do Wietnamu jest zróznicowana w zależności od tego którego dnia się przyjdzie. W środy jest najtańsza!!!!!! :D:D:D:D I to trzy krotnie :D:D:D:D Ciekawe kto wymyślił tą błyskotliwą zasadę :)

Aby złożyć wniosek o wizę trzeba złożyć podanie w okienku nr3. Pan przy okienku nr3 jest bardzo zajęty papierkową (dosłownie :D) robotą i z niechęcią przyjmie twoje podanie. Następnie Pan wypisuje rachunek (przez kalkę sporządza oczywiście kopię) i podaje wypisany rachunek Pani z okienka nr1. Pani z okienka nr1 bierze rachunek do ręki i mówi ci ile musisz zapłacić. Następnie Pani chowa pieniądze do szuflady, daje ci kopię rachunku, a oryginał zwraca Panu przy okienku nr3.

Ciekawa rzecz którą zauważyliśmy pod koniec naszej wizyty w tym wspaniałym biurze. W przy stole przez cały czas siedziała Pani i wypisywała jakieś druki. Potem gadała z Pani z okienka nr1, a następnie poszła na zaplecze i zaczęła grzebać w jakiś dokumentach. Inny facet ze stolika czytał gazetę. Potem grzebał coś przy kserze, potem też kręcił się tam gdzie ambasada trzyma dokumenty, po czym wrócić do stolika i kontynuował czytanie gazety...

Generalnie po tym co zobaczyłam w tej "ambasadzie", mam nadzieję że nie zgubią naszych paszportów...
:D :D :D

niedziela, 16 listopada 2008

Paweł rozpoczyna karierę w tajwańskich mediach ;D

Nie pisałam jeszcze o tym co nam się przytrafiło jak wracaliśmy z Café Moda.

Zaczepił nas na ulicy chińczyk i płynną angielszczyzną zaproponował nam pracę ;)
Okazało się że gość robi teledyski i kręci reklamy głównie dla firm elektronicznych, ale też dla innych produktów. Powiedział że dziś jest jego szczęśliwy dzień bo od dawna poszukiwał do jednej reklamy obcokrajowca chłopaka z blond włosami i pary obcokrajowców do drugiej. :)

Pojechaliśmy z nim na „casting”, zrobili nam pare zdjęć i mieli się odezwać. No i się odezwali wczoraj.

Na pierwszy ogień idzie Paweł. W niedzielę za tydzień ma pierwszą sesję zdjęciową. :) :) :) :) :)

Do reklamy z parą zobaczymy, bo casting dopiero będzie za tydzień a kręcenie w grudniu. Fajnie by było gdyby nas wzięli, bo przyznam że to by była fajna opcja i trochę się napaliłam... ;)

No i specjalnie z powodu Pawła nowej fuchy wyjeżdżamy na naszą wycieczkę dwa dni później (eehhh, czego się nie robi dla kariery... :D)


Awans z nauczyciela angielskiego dla małych chińczyków na modela... ;D

Już się nie moge doczekać aż zobaczę ta reklamę z Buna udziałem. ;)


PS> Będę na bieżąco informować o tym jak się rozwija kariera Pawła w tajwańskich mediach.

Mam nadzieję że fanki nie będą spać pod jego pokojem w akademiku...
LOL ;)

sobota, 15 listopada 2008

Weekend

wczoraj byliśmy na Bondzie, albo żeby nie urazić tych co się wykłócają że nie ma nowego Bonda, byliśmy na filmie, w którym główny bohater nazywał się James Bond ;)
Fajny film akcji.
Przy okazji odkryliśmy fajniejsze kino niż to do którego chodziliśmy do tej pory. Jest tańsze, sala i ekran większy, i obok kina wielki night market oraz fajny bulwar z pubami.

Weekend to wreszcie okazja żeby się wyspać, bo codziennie chiński na 8 rano :/ Chyba w grudniu spróbuje wziąć grupę na 12 to przynajmniej nie będzie trzeba wcześniej z imprez wychodzić i martwić się że się nie uda wstać na chiński...

Paweł we wtorek albo środę będzie wiedział czy dostanie stypendium na następny semestr chińskiego. Ja już mam wszystko załatwione. Wczoraj przedłużyłam sobie wizę.

Dzisiaj mieliśmy się uczyć, bo w poniedziałek podchodzimy do certyfikatu z chińskiego dla początkujących. Wydaje mi się że małe szanse żebym zdała, ale jest za darmo, więc co mi szkodzi spróbować ;) No ale na razie sobota się kończy, a ja jeszcze nawet nie zaczęłam... Zawsze zostaje jeszcze niedziela :D

Dzisiaj idziemy do Hips - klub w którym nie grają hiphop'u (tak jak w każdym klubie tutaj) tylko muzykę latino :) Wreszcie będzie jakaś odmiana. I o 22 jest jakaś lekcja tańca. No i all-you-can-drink, co w weekendy ciężko trafić jeśli się nie chce iść po raz setny do Wax albo Babe18.

No i poza tym semestr się kończy w tym tygodniu. W czwartek albo piątek mamy końcowy egzamin z chińskiego, do którego też wypdało by się pouczyć. No ale do końcowego mamy jeszcze cały tydzień.

A w weekend za tydzień wyruszamy na wycieczkę dookoła wyspy. Wypożyczyliśmy sobie samochód i jedziemy w 4 albo 5 osób. Chcemy zaliczyć Taroko Gorge, Hulien, Kenting, Green Island, Sun Moon Lake i Alishan. Mamy na to 9 dni więc powinniśmy dać radę.

Poza tym Paweł być może zostanie modelem w reklamie sprzętu elektronicznego, ale jak to będzie pewne na 100%, to wtedy napiszę szczegóły :)

AAAaaaa, i jeszcze zapomniałam napisać. Ostatnio u mnie była mała domówka. Tak zupełnie spontanowo wyszło, bo nie było bardziej zaawansowanych planów. Poniżej kilka zdjęć. :)



Wszystkie się ubrałyśmy w piękne koszulki NCCU ;) Tylko Ani nie widać bo akurat robi zdjęcie.




Niedługo może wrzucę do galerii na picasie więcej zdjęć z imprez, bo trochę się już uzbierało.
Muszę tylko najpierw przeprowadzić cenzurę ;)

piątek, 14 listopada 2008

O współlokatorze Pawła :)

NO więc Paweł w akademiku dzieli pokój z Rubenem (czy jakoś tak ;P). Koleś studiuje tu na IMBA i importuje kawę ze swojego kraju (chyba Peru).

Okazało się że facet otworzył kawiarnię w centrum Taipei. Byliśmy tam wczoraj. Kawiarnia jest w połowie kawiarnią a w połowie butikiem znanego tajwańskiego projektanta, który okazuje się że jest dobrym kumplem Rubena.

Kawiarnia wygląda tak (ten koleś co mówi na początku to właśnie Ruben):

http://tw.youtube.com/watch?v=5fH8Ab_Odu0

Projektant, którego atelier tam się znajduje, nazywa się Jasper Huang i podobno jest znany na Tajwanie.

http://www.jasperhuang.com.tw/

Ogólnie bardzo fajne, klimatyczne miejsce. Kawa mega droga, ale dobra i Ruben dał nam zniżkę ;)

Pewnie polecimy to miejsce znajomym, bo zawsze fajniej pójść na kawe w takie miejsce niż do Starbucksa...

ps>Ruben ma półki zawalone odżywkami dla sportowców, jest wypielęgnowany i odstawiony bardziej niż wiekszość dziewczyn i naszym zdaniem na 100% jest gejem ;)

czwartek, 13 listopada 2008

Yi-lan

Jakiś czas temu szkoła zafundowała nam wycieczkę do Center of Traditional Arts w Yilan.



Spodziewaliśmy się niewiadomo czego, a centrum okazało się być zbiorowiskiem sklepów z chńskimi tradycyjnymi strojami, biżuterią, itp...




Loża szyderców ;)

Cały autokar z pasją śpiewał rózne piosenki (na Tajwanie w prawie każdym autokarze jest zainstalowane karaoke, bo tajwańczycy bardzo to lubią. Jak jechaliśmy do Tainan to też w autokarze było), a my z tyłu tylko komentowaliśmy ;)




Tutaj normalne jest dla niałego człowieka że chińczycy podchodzą i pytają czy moga zrobić sobie z tobą zdjęcie ;P
Więc żeby zaoszczędzić im i sobie czasu to zrobiłyś my sobie z nimi grupowe ;)



No i jeszcze zdjęcie całej naszej wycieczki.




jako że nam się nudziło, nie chciało nam się chodzić po tych sklepach, a mieliśmy autokar za parę godzin, to znaleźliśmy sobie rozrywkę w naszym stylu... ;P



Na szczęście wycieczka była za darmo bo jakbym się okazało że zapłaciłam za przejazd do wioski ze sklepami to bym się wkurzyła... ;)

poniedziałek, 10 listopada 2008

Pogoda

Już prawie połowa listopada a u nas wciąż dosyć ciepło.

Poniższe zdjęcie zrobiłam tydzień temu.



Od wczoraj pada i temperatura trochę spadła, ale według prognoz wszystko ma wrócić do 30-sto stopniowej normy w środę.

W nocy już niestety jest zimniej - trzeba sweterek zakładać.

No i klimy już nie używam, bo przy 25 stopniach na dworze nie ma potrzeby schładzać mieszkania. Ale to dobrze, bo mniej za elektryczność zapłacę ;)

Natomiast Tajwańczycy mówią że nie pamiętają kiedy ostatnio był taki ciepły listopad. Tym lepiej dla nas że jesteśmy tu w tym roku
:)

KTV, czyli...

...chińskie karaoke.



Bardzo popularna forma rozrywki tutaj. Można wynająć pokój ze sprzętem do karaoke i zrobić imprezę ;)



Śpiewaliśmy głównie po angielsku, ale po chińsku też było ;) Uczyli nas na zajęciach takiej bardzo ładnej piosenki: "我的新"

http://tw.youtube.com/watch?v=Fy-2sEDfK24





Bardzo fajny pomysł :) Trzeba by to wprowadzić w życie u nas;)

niedziela, 9 listopada 2008

Wulai



W piątek wybraliśmy się na wycieczkę do Wulai. Wulai to małe miasteczko położone 40km na południe od Taipei. Na pierwszy rzut oka miasteczko wypada słabo, bo pierwsze co widzi turysta to kilka malutkich uliczek ze straganami z jedzeniem i pamiątkami. Jeśli jednak postanowi się zajść trochę dalej, w kierunku wodospadu, okazuje się, że jest to jedno z piękniejszych miejsc w Taipei County.

A to jest... ryż :D (Pozdro dla Michała ;P)



Kurczaczek ;)





Przez środek wioski płynie rzeka, a na zboczach gór znajduje się pełno hoteli oferujących usługi spa i gorące źródła.



Jednak pojechaliśmy tam ponieważ chcieliśmy zobaczyć 80-cio metrowy wodospad. W zasadzie robiliśmy dwa podejścia do tej wycieczki, bo jak pojechaliśmy tam za pierwszym razem to okazało się że kolejka, która dowozi do wodospadu jest w remoncie.
W przewodniku jest napisane, że do wodospadu idzie się około godziny i trzeba pokonać ok. 6 kilometrów. Ponadto zaczęło padać, więc wróciliśmy do domu.





To było jakiś miesiąc temu.





Za drugim razem pojechaliśmy tam mając na uwadze że remont miał się skończyć 21 pazdziernika. I co się okazało??? Że kolejka była otwarta tydzień i znowu zamknęli ją na cały listopad. Tyle że tym razem było gorąco, zero chmur, więc postanowiliśmy się przejść.



Przy stacji kolejki zaczepiali nas oczywiście taksówkarze i mówili że to jest w ogóle tak daleko że nikt nie chodzi, że upał, że nie ma sklepów z wodą po drodze i oni nas zawiozą po oczywiście promocyjnej cenie.

Ja jednak nalegałam żeby się przejść, bo krajobraz był piękny i wolałam go nie oglądac z okna taksówki. ;) Szliśmy 15-20 minut :) Te znaki o 6km to chyba sami taksówkarze postawili. Nie mówiąc już o tym że jest to kolejna rzecz, którą nakłamali w przewodniku Lonely Planet. Ten przewodnik chyba pisał ktoś kto nigdy nie był na Tajwanie. Nic się w nim nie zgadza...





Wodospad nie był imponująco wysoki, ale widoki już całkiem całkiem.






Poza wodospadem Wulai słynie też z tego że była to wioska, którą zamieszkiwała największa populacja aborygenów na Tajwanie, którzy przyemigrowali do Wulai kilkaset lat temu. Wjechaliśmy więc gondolą na górę do wioski aborygeńskiej.









Znaleźliśmy jaszczurkę.






Był tam oczywiście kolejny hotel z gorącymi źródłami.





Wioska była bardzo dobrze przygotowana turystycznie.



Postrzelalismy sobie trochę z aborygeńskiego łuku ;)













To widok na wioskę z okna gondoli.



W gondoli na przeciwko nas siedziała para chińczyków i całą trasę próbowali nam zrobić ukradkiem zdjęcie ;)
W drodze powrotnej do wioski chińczycy się zatrzymywali i się z nami witali.

Efekt wieloletniego zamknięcia tego kraju na świat. Mieszkanie tutaj to jest coś co dostarcza nam takich wrażeń, których nigdzie indziej nie doświadczymy...